sobota, 25 października 2014

Piwoszek- chleb na piwie

Czasem budzi się we mnie natura szalonego naukowca i przychodzi ochota na kulinarne eksperymenty. Takim niewątpliwie był ten chleb. Pszenno-żytni, na żytnim zakwasie i...ciemnym piwie. Eksperyment, i to szalony, ponieważ piwa nigdy nie lubiłam, nie lubię i lubić nie będę. A tu niespodzianka!...
Ciasto po wyrabianiu wyszło dość rzadkie, dlatego konieczne było pieczenie chleba w keksówce. Muszę przyznać, iż chleb nadzwyczaj szybko i pięknie wyrósł (nawet uciekał z foremek co na zdjęciach widać). Miał miękki, wilgotny miąższ i intrygujący, głęboki aromat. Gdzieś na samym koniuszku dało się wyczuć piwną nutę. Piwoszek jest idealny pod wędliny, a wraz z nimi bardzo smaczny!

Piwoszek
(na podstawie J.Hamelman'a)

Zakwas:


100g mąki żytniej razowej
80g wody
10g dojrzałego zakwasu żytniego

Zaczyn:
90g mąki pszennej
115g wody
20g dojrzałego zakwasu żytniego

Ciasto:

635g mąki pszennej
82g mąki pszennej razowej
241g wody
272g ciemnego piwa
17g soli
zakwas
zaczyn

Zakwas i zaczyn przygotowałam 14-16h (najlepiej wieczorem) wcześniej mieszając wszystkie składniki, przykryłam ściereczką i odstawiłam w ciepłe miejsce. Następnego dnia wymieszałam wszystkie składniki, aż uzyskałam gładkiego ciasto  jednolitej konsystencji. Odstawiłam na godzinę do wyrośnięcia. Keksówki wysmarowałam olejem, podzieliłam ciasto na dwie części i umieściłam w keksówkach. Pozostawiłam do wyrośnięcia (w zależności od temperatury otoczenia około 2 godziny). Wstawiłam do piekarnika nagrzanego do 235 stopni, piekłam przez 15 minut po czym zmniejszyłam temperaturę do 220  dopiekałam przez około 25 minut*.

*jeżeli chcemy aby chleb miał chrupiącą skórkę, 10 minut przed kocem pieczenia możemy wyjąć bochenki z keksówek i bez foremek dopiekać na klatce w piekarniku. Wówczas cała wilgoć zatrzymana przez keksówki wyparuje, chlebek ładnie przyrumieni się na bokach, a skórka będzie chrupiąca.  

piątek, 24 października 2014

Malinowy curd



Krzaki malin w sadzie dzielnie opierają się chłodom jesiennych nocy. Nieprzerwanie owocując rodzą już dużo mniejsze, ale o wiele bardziej aromatyczne owoce niż te z początku sezonu. Czasem przynoszą do domu koszyczek tych pachnących cudów i próbuję nacieszyć się ich smakiem jeszcze przez parę dni. Do pierwszych przymrozków. Ten krem na pewno mi w tym pomoże.

Malinowy curd

2 szklanki malin
80 g masła
3/4 szklanki cukru
sok i skórka otarta z 1 cytryny
1 łyżeczka skrobii ziemniaczanej
4 żółtka

Wszystkie składniki mieszamy razem w rondelku z grubym dnem. Ciągle mieszając powoli podgrzewamy*. Gdy masa zgęstnieje, zdejmujemy ją z ognia i przecieramy przez sito do słoiczka. Pozostałe pestki z powodzeniem możemy wykorzystać jako dodatek do kruchych ciasteczek. Przechowujemy do tygodnia.


*Ważne aby nie zaprzestawać mieszania, pozwala ono równomiernie nagrzewać się całej masie, dzięki czemu pyszny krem nie zamieni się w jajecznicę:)

Smacznego!

czwartek, 23 października 2014

Ostatnie grzyby w sezonie?








W telewizji słyszę, że przed nami ostry epizod zimowy. Serce lekko drży z radości, jednak rozum po cichu odpowiada, że na narciarskie szaleństwa przyjdzie mi jeszcze poczekać. Popijam ciepłą herbatę z malinowym sokiem i podziwiam "przegryzające" się na kuchennym blacie marynowane kurki i prawdziwki zebrane w ostatnich dniach pięknej jesieni Już niedługo będę mogła ich spróbować...:)

Grzyby marynowane 

1kg grzybów leśnych
100g cebuli
250ml wody
250ml octu 10%
50g cuku
30g soli
pieprz, ziele angielskie, liście laurowe
do każdego słoika prawdziwków gałązka rozmarynu

Grzyby oczyściłam, umyłam i odsączyłam. Większe grzyby podzieliłam na kawałki. W wodzie zagotowałam cebulę z 20g soli, dodałam grzyby i gotowałam przez około 5 minut. Wyjęłam, osączyłam na sicie, włożyłam do słoików, na których dnie wcześniej umieściłam pokrojoną w plasterki cebulę.Wodę zagotowałam z octem, cukrem, pozostałą solą i przyprawami. Zalałam nią grzyby. Zakręcone słoiki pasteryzowałam gotując przez 15minut. Imieniny u cioci

piątek, 17 października 2014

Chałka pleciuga


Najlepsza na śniadanie, z kubeczkiem ciepłego mleka i łyżką domowej konfitury. Doskonała na smutki i szarugę za oknem. Jej maślany smak i puszyste wnętrze na każdej twarzy wywoła uśmiech. Jeśli na dodatek pięknie ją zapleciemy będzie idealnym prezentem dla wymagającego łasucha!

Chałka

150 ml mleka
100g masła
50 g cukru
cukier waniliowy
2 jaja
1 żółtko
500g mąki pszennej
50g drożdży
łyżeczka soli

Mleko wraz z masłem podgrzewamy na wolnym ogni, aż do całkowitego rozpuszczenia masła. Następnie dodajemy cukier, cukier waniliowy oraz jaja i ubijamy. Po 3-4 minutach dodajemy drożdże. Po ich dokładnym rozpuszczeniu dodajemy przesianą mąkę wraz z solą. Zagniatamy, aż do uzyskania gładkiego ciasta o sprężystej strukturze. Odstawiamy do wyrośnięcia. Po około 40 minutach odgazowujemy ciasto uderzając w nie z góry zdecydowanym ruchem i pozostawiamy w ciepłym miejscu na kolejne 40 minut. Po tym czasie dzielimy ciasto na 6 części z których formujemy krótkie wałeczki. Pozwalamy im odpocząć przez około 20 minut. Następnie wałeczki rolujemy, aż osiągną długość około 60 cm. Jeżeli ciasto nie pozwala się łatwo formować rolujemy wałeczki do długości około 30-40 cm, przykrywamy ściereczką pozwalając im odpocząć przez około kwadrans i ponownie rolujemy do poądanej długości. Następnie wałeczki sklejamy ze sobą na jednym końcu i zaplatamy w formę "kłosa"*. Następnie przekładamy zaplecioną chałkę na blachę pokrytą papierem do pieczenia i ponownie pozwalamy jej wyrosnąć przez około pół godziny. W tym czasie przygotowujemy białko wymieszane z 2 łyżkami wody do posmarowania naszego ciasta, oraz mak, sezam lubi siemię lniane do posypania chałki. (Jeśli chcecie możecie przygotować kruszonkę, chałka będzie wówczas fenomenalna,. Ja jednak tym razem postawiłam na jej mniej słodką wersję i posypałam całość sezamem). Chałkę wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i pieczemy przez około 25-30 minut.














*Chałkę zaplotłam podpierając się zasadami zapamiętanymi z modnej kiedyś fryzury, tak więc te Panie które pamiętaj jak się plecie "Kłosa" poradzą sobie z zadaniem bez problemu;)

czwartek, 16 października 2014

Ciasteczka cytrynowe



Lubie domowe ciastka. Cenię je ponad najdroższe sklepowe łakocie. Nie ważne czy małe, czy duże, owsiane, czekoladowe czy nadziewane. Domowe wypieki mają w sobie to coś, czego nigdy nie znalazłam w kolorowych paczkach od wielkich koncernów.
Dziecięce wspomnienia mamy zagniatającej pierniki, a może magiczne ciasto na babcine rogaliki, które utopione w wodzie w końcu wypływa na powierzchnię? Bez względu na rodzaj kojarzone z miłości i ciepłem, z domem w którym ktoś zawsze na mnie czekał. 
Może moje zamiłowanie do wypieku domowych ciast i ciasteczek również się z tym wiąże? Może chce w ten sposób przenieść do swojego domu cząstkę tego ciepła, którym tak hojnie raczono mnie w dzieciństwie? Może... Mam nadzieję, że się uda!

Ciasteczka cytrynowe


2 i 3/4 szklanki mąki
1 szklanka cukru
1 jajo
15 dag masła
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki soli
skórka otarta z 2 cytryn
sok z 1 cytryny
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii

Masło utarłam z cukrem na puszystą masę, dodałam jajo, skórkę i sok z cytryny, oraz ekstrakt waniliowy. Ucierałam, aż do dokładnego połączenia składników. Suche składniki przesiałam przez sito i dodałam do masy maślanej. Dokładnie wymieszałam. Z masy formowałam małe kuleczki i spłaszczone układałam na blaszce pokrytej papierem do pieczenia. Ciasteczka nie rosną znacząco dlatego wystarczą około centymetrowe odstępy pomiędzy nimi. Piekłam przez około 8 minut w 180 stopniach.

Smacznego! Imieniny u cioci

środa, 15 października 2014

Pancakes z dżemem i kremem budyniowym

Uwielbim śniadania z których przygotowaniem nie muszę się spieszyć. Inne niż na codzień, spokojne, odświętne. Takie, przy których przygotowaniu mogę puścić wodzę fantazji, zaskoczyć czymś nowym, delikatnym i słodkim. Nie przepadam za zwykłymi naleśnikami, ale Pancakes to już zupełnie inna bajka. Cenię je za uniwersalność. Są równie dobre nie zależnie od tego jakiej użyjemy mąki pszennej, kukurydzianej, pełnoziarnistej. Z powodzeniem możemy maślankę zastąpić owocowym kefirem lub dodać do nich płatki owsiane. Jeżeli zrezygnujemy z dodatku cukru możemy podawać je w wersji wytrawnej. Mi jednak najbardziej smakują takie, lekko słodkie, z delikatnym budyniowym kremem i łyżką dżemu. Jednym słowem idealne śniadanie na początek chłodnego dnia.

Pancakes z kremem budyniowym i dżemem

Pancakes
1 i 2/3 szklanki mąki
1 i 1/2 szklanki maślanki
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 jajo
2 łyżki cukru waniliowego
2 łyżki soku z cytryny
2 łyżki oleju

Krem budyniowy
2,5 szklanki mleka
4 łyżki mąki pszennej
4 łyżki cukru
1 jajo
odrobina ekstraktu waniliowego

+ dżem, owoce

Pancakes:
Maślankę, olej, jajo, cukier waniliowy i sok z cytryny umieszczamy w jednej misce i dokładnie mieszamy. Następnie przesiewamy mąkę wraz z sodą i proszkiem do pieczenia i dokładnie łączymy wszystkie składniki. Ciasto będzie dość geste, dlatego konieczne będzie rozsmarowywanie go łyżką na gorącej patelni. Ja piekłam placuszki na suchej patelni z powłoką teflonową.

Krem budyniowy: 
Do naczynia wlewamy 1/2 szklanki mleka, mąkę, cukier, jajo i ekstrakt waniliowy. Za pomocą rózgi całość dokładnie mieszamy. Pozostałą cześć mleka podgrzewamy. Gdy mleko zaczyna się gotować wlewamy mieszankę i mieszając gotujemy przez chwilę, aż masa lekko zgęstnieje.

Pancakes przekładamy kremem budyniowym i podajemy w towarzystwie dżemu lub świeżych owoców.


Smacznego! Dżem dobry, pobudka

wtorek, 14 października 2014

Suszymy jabłka?


Pamiętam z dzieciństwa zapach jabłek suszonych na piecu i płócienny worek najzdrowszych "chipsów" do zagryzania w czasie dobrego filmu. Mam ochotę na takie jabłka... Suszymy?

poniedziałek, 13 października 2014

Krem miodowy

Gdy człowiek jest ciągle zabiegany i wszędzie się spieszy łatwiej dopadają go przeziębienia. A to nie zabrał ze sobą ciepłej kurtki, a to zaufał zdradliwemu ciepłu październikowego słońca pozwolił by go "przewiało", a to w drodze do domu dopadła go jesienna słota i przemókł do suchej nitki. Katar, częste kichanie, ból głowy i ogólne rozdrażnienie, chyba nikt z nas nie lubi tak się czuć. Zamiast faszerować się niezliczonymi środkami na przeziębienie czy podreperowanie odporności postawmy na stare, sprawdzone, a co najważniejsze naturalne antybiotyki. Miód:)!
Dzisiaj przedstawię Wam krem, na który przepis znalazłam przeglądając blog addiopomidory.blogspot.com. W oryginale do kremu dodany został tymianek, jednak jestem przekonana, że takie połączenia smakowe są nie do przejścia dla mojego Męża dlatego postanowiłam pominąć ten składnik.Wy możecie poeksperymentować:). Krem dodaję do ciepłego mleka lub kakao, idealnie sprawdza się jako smarowidło kanapkowe i dodatek do naleśników. Jest słodki, kremowy, a przede wszystkim zdrowy!


Krem miodowy
(jeden mały słoiczek)

160g miodu
50g masła
60g mleka skondensowanego niesłodzonego
opcjonalnie przyprawy: tymianek, cynamon, przyprawa do piernika, imbir

Miód i masło rozpuściłam w rondelku, ciągle mieszając dodałam mleko i gotowałam przez kilka minut, aż do uzyskania kremu o gładkiej, dość gęstej konsystencji. Czas zakończenia gotowania zależy od tego jaki stopień płynności kremu chcemy uzyskać, należy pamiętać, że po wystudzeniu będzie on gęstszy.



środa, 8 października 2014

Domowy karmel

Czym można uszczęśliwić bardzo wymagającego miłośnika słodyczy?
Dobrą czekolada? Banalnie, ale czasem za mało.
Gdy snuje się po domu jak cień, zaglądając w każdy kąt i mrucząć pod nosem "Zjadłbym coś dobrego" nadchodzi czas by zakasać rękawy i przygotować coś specjalnego. Słodkiego, kremowego i przepysznie ciągnącego. Coś czym można smarować wafle, ciasta, polewać naleśniki lub wyjadać łyżeczką prosto ze słoika.
Karmel! Zaspokoi zachcianki każdego łakomczucha:). 

 
Domowy karmel*
 
150g cukru
50g masła
250g śmitanki kremówki
szczypta suszonego imbiru
szczypta soli
1 łyżka aromatu waniliowego

Do szerokiego garnka o grubym spodzie wsypujemy cukier. Podgrzewamy nie mieszając, aż nastąpi proces karmelizacji- cukier stopi się i przybierze złoty odcień (ważne aby warstwa cukru na dnie naczynia byla cienka, wówczas nie przypalimy karmelu). Następnie do garnka z karmelem wlewamy śmietankę z przyprawami i roztopione masło. Nie przestraszmy się gdy mieszana zacznie wrzeć i intensywnie parować, wszstko jest pod kontrolą. Teraz musimy mieszać całość do momentu roztopienia zbrylonego karmelu i uzyskania gładkiej, płynnej masy. Całośc przelewamy do słoiczków, studzimy i przechowujemy w lodówce.


Przepis na drugi krem uwieczniony na zdjęciu pojawi się jutro:)

*na podstawie przepisu ze strony addiopomidory.blogspot.com

niedziela, 5 października 2014

Bigos po mysliwsku

Bigos... To jedna z najstarszych i najbardziej tradycyjnych polskich potraw, którą każdy robi inaczej. Poza sztandarowymi składnikami jakimi są mięso i kapusta inne składniki, oraz ich proporcje nie są już tak oczywiste. Tym razem przygotowałam bigos myśliwski, z mieszanką wieprzowiny  dziczyzny, suszonymi śliwkami, grzybami i czerwonym winem. Był pyszny. Spróbujecie?

Bigos myśliwski
(porcja dla 10-12 osób)

2kg kiszonej kapusty
1 kg białej kapusty
1,5kg różnych gatunków mięs (u mnie szynka i boczek z dzika, łopatka i karczek wieprzowy,
500g wędzonej kiełbasy
300g wędzonego boczku
2 średnie cebule
60g suszonych grzybów
200ml wytrawnego czerwonego wina
przecier pomidorowy
kilka ziaren: pieprzu, ziela angielskiego, jałowca
4 listki laurowe
2 łyżki cukru
sól i pieprz

Namoczone grzyby gotowałam w szklance wody.Odsączyłam pozostawiając wywar na później i pokroiłam grzyby na mniejsze kawałki. Białą kapustę posiekałam, wrzuciłam do dużego garnka z grubym dnem, dodałam kapustę kiszoną. Zalałam wrzątkiem i gotowałam na małym ogniu. Mięso pokroiłam w kostkę i obsmażyłam na patelni (począwszy od boczku- wytopiony z niego tłuszcz służył do obsmażania innych rodzajów mięsa). Na łyżce oleju podsmażyłam posiekaną cebulę oraz pokrojoną w plastry kiełbasę. Mięso, grzyby, suszone śliwki i cebulę dodałam do kapusty. Zalałam wywarem z grzybów. Dodałam 4 łyżki przecieru pomidorowego i często mieszając dusiłam przez 1,5 godziny. Następnie wlałam połowę wina i dusiłam jeszcze przez około 30 minut. Po zdjęciu bigosu z ognia wlałam pozostałą cześć wina i dokładnie wymieszałam. Pozostawiłam bigos na noc, aby odpoczął i nabrał aromatu wina. Podawałam odgrzany na następny dzień.



Smacznego!

sobota, 4 października 2014

Śliwka, orzech i marcepan

Ostatnimi czasy raczej unikam wizyt w kuchni. Niestety szalejące w okolicy dziwne wirusy pokarmowe dopadły również mnie. Kiedy tylko mogę zajadam się grzankami z miodem, które przygotowuje dla mnie Mąż Wspaniały oraz kompotem jagodowo-jabłkowym (w starych mądrych książkach piszą, że to pomaga, no cóż, zobaczymy). Dzisiaj z radością odkryłam, że o jedzeniu mogę pisać. Przedstawię Wam zatem parę przepisów od dłuższego czasu cierpliwie oczekujących na publikację.

We wrześniu bezwzględnie dałam się zmarketingować otaczającym mnie zewsząd śliwką, na drożdżach, ucierańcach, pod kruszonką, z czekoladą czy w karmelu. Wszystkie kusiły swoim wyglądem i obietnicą boskiego smaku. Nie mogłam już dłużej się opierać. Zawędrowałam po śliwki do sadu, zebrałam, wypestkowałam, rozłupałam kilka włoskich orzechów i ucierałam. Marzyło mi się puszyste ucierane ciasto z wyraźną orzechową nutą, za to Wspaniały Mąż chciał kakaowe. Uszczęśliwiając nas oboje nadałam mojemu wypiekowi formę łaciatą orzechowo-kakaową. Na wierzchu ułożyłam piękne soczyste węgierki a w ich środek przekornie powkładałam marcepanowe "pestki". Efekt- z całej blachy przypadł mi tylko jeden kawałek:)


Placek śliwkowo-orzechowy z marcepanem

400g mąki
250g masła
200g cukru pudru
4 jaja
100g orzechów włoskich
3 łyżki kakao
4 łyżki mleka
cukier waniliowy
łyżeczka proszku do pieczenia
700g śliwek
100g marcepanu

Śliwki umyłam, przepołowiłam i pozbawiłam pestek. Masło utarłam z cukrem na puch, nie przerywając dodawałam po 1 żółtku, aż do otrzymania gładkiej puszystej masy. Następnie dodałam przesianą mąkę wraz z proszkiem do pieczenia.Ubitą pianę z białek delikatnie połączyłam z ciastem. Masę podzieliłam na 2 części do pierwszej dodałam kakao oraz 1 łyżkę mleka do drugiej  dodałam 100g podprażonych i zmielonych orzechów oraz pozostałą część mleka. Ciasto wykładałam do formy na przemian po łyżce masy orzechowej i kakaowej. Na masie ułożyłam śliwki (skórkami do dołu), a w środek każdej z nich włożyłam marcepanową "pestkę". Piekłam 1 godzinę w 180 stopniach.


czwartek, 2 października 2014

Kwiaty z konfiturą


Stajemy twarzą w twarz z długimi jesiennymi wieczorami. Długo nie opuszczą nas też otulone mgłą poranki strojne w girlandy babiego lata i krótkie, dżdżyste popołudnia.
Przyszła jesień. Po raz kolejny nie ta ukochana, złota, polska, pachnąca dymem z pobliskich ogrodów, otulona kobiercem złotych liści i rzucająca pod nogi kasztanowe skarby. Moja Złota, gdzie Ty się podziałaś?
Otuchy dodaje mi filiżanka herbaty z malinowym sokiem, ciepły koc, dobra książka i delikatne, kruche, ciasteczko z wiśniową konfiturą. Na chwilę pomaga. Spróbujcie!

Maślane ciasteczka z konfiturą 

200g mąki
150g masła
50g cukru
cukier waniliowy
1 jajo
2-3 łyżki mleka (jeśli ciasto będzie zbyt twarde)

konfitura (śliwkowa, wiśniowa, różana- wg uznania)

Masło ucieramy z cukrem na puch. Nie przestając dodajemy jajo. Gdy masa osiągnie jednolitą konsystencję wsypujemy przesianą mąkę oraz resztę składników. Teraz możemy postąpić dwojako:
1. Jeśli posiadamy w domu wyciskacz do ciasteczek, wyciskamy ciasteczka prosto na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, w środku robimy palcem małe wgłębienie i umieszczamy w nim odrobinę konfitury.
2. Formujemy z ciasta kulki, które lekko spłaszczamy układając je na blasze. W środku robimy dołek i wypełniamy go konfiturą.
Ciasteczka wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i pieczemy 15-18minut.
Przy zdejmowaniu z blachy należy uważać ponieważ gorące ciasteczka są bardzo kruche i delikatnie wilgotne. Dlatego lepiej dać im chwile odpocząć przed przełożeniem ich na talerz.

Smacznego!

środa, 1 października 2014

Dziś trochę o czymś innym...


Wczorajsze popołudnie spędziłam w ogrodzie, ubrana w grubą bluzę i owinięta śpiworem. Po raz pierwszy od długiego czasu odpoczywałam zaczytana w magiczną historię. Ostanie w tym roku dźwięki kosiarek szumiały mi w uszach, a z wiatrem docierał zapach spadających liści. Zimny, mokry nos mojego psa co chwilę dopominał się uwagi trącając mnie w niezasłonięty skrawek mojego ciała. Chora i zmęczona, ale mimo to szczęśliwa delektowałam się pięknem jesiennego popołudnia.
Wraz z Mężem wybraliśmy się na obchód naszego ogrodu, debatując nad tym, które niesforne gałęzie koniecznie należy przyciąć, aby nie utrudniały nam koszenia trawnika lub nie ograniczały przestrzeni innym krzewom. Rozmawialiśmy jak okiełznać malinową dżunglę i jak zadbać o drzewka w sadzie aby w przyszłym roku pięknie owocowały. Cieszymy się tym co mamy, nie wkładając w to wszystko zbyt wiele pieniędzy i wysiłku. Snuliśmy plany o budowie wiaty na drewno i kilku owcach, które na wiosnę pomogą nam w "ekologicznym" koszeniu trawnika.
Wieczorem spotkaliśmy się z Koleżanką z którą grywaliśmy od roku, na polowaniach, imprezach, po pogaduchach i przy piwie. Niestety nim się obejrzeliśmy rok minął, a ona musiała wyjechać w świat i minął już czas by ostatni raz wspólnie zagrać.
Stalowe niebo i ciężkie deszczowe chmury, okalające tak piękne wczoraj niebo, wywołują u mnie pewien rodzaj nostalgii, która każe wspominać i pragnie podsumowań.
Gdy dzisiaj myślę o tym wszystkim co wydarzyło się przez ostatni rok, jestem zadowolona. Wielokrotnie zmęczeni pośpiechem i pogonią za nowymi obowiązkami, których tak wiele na nas spłynęło, radziliśmy sobie.
Dni płynęły jak szalone, a my mimo wszystko dotrzymywaliśmy im kroku. Czasem przemoczeni do suchej nitki, prawie zawsze ubłoceni, w skwarze lata lub po pachy w śniegu. Wspinając się na szczyt góry lub brodząc w leśnym potoku, ważne, że w lesie i najważniejsze, że razem.
To był piękny czas i oby wszystko takim pozostało.