sobota, 4 października 2014

Śliwka, orzech i marcepan

Ostatnimi czasy raczej unikam wizyt w kuchni. Niestety szalejące w okolicy dziwne wirusy pokarmowe dopadły również mnie. Kiedy tylko mogę zajadam się grzankami z miodem, które przygotowuje dla mnie Mąż Wspaniały oraz kompotem jagodowo-jabłkowym (w starych mądrych książkach piszą, że to pomaga, no cóż, zobaczymy). Dzisiaj z radością odkryłam, że o jedzeniu mogę pisać. Przedstawię Wam zatem parę przepisów od dłuższego czasu cierpliwie oczekujących na publikację.

We wrześniu bezwzględnie dałam się zmarketingować otaczającym mnie zewsząd śliwką, na drożdżach, ucierańcach, pod kruszonką, z czekoladą czy w karmelu. Wszystkie kusiły swoim wyglądem i obietnicą boskiego smaku. Nie mogłam już dłużej się opierać. Zawędrowałam po śliwki do sadu, zebrałam, wypestkowałam, rozłupałam kilka włoskich orzechów i ucierałam. Marzyło mi się puszyste ucierane ciasto z wyraźną orzechową nutą, za to Wspaniały Mąż chciał kakaowe. Uszczęśliwiając nas oboje nadałam mojemu wypiekowi formę łaciatą orzechowo-kakaową. Na wierzchu ułożyłam piękne soczyste węgierki a w ich środek przekornie powkładałam marcepanowe "pestki". Efekt- z całej blachy przypadł mi tylko jeden kawałek:)


Placek śliwkowo-orzechowy z marcepanem

400g mąki
250g masła
200g cukru pudru
4 jaja
100g orzechów włoskich
3 łyżki kakao
4 łyżki mleka
cukier waniliowy
łyżeczka proszku do pieczenia
700g śliwek
100g marcepanu

Śliwki umyłam, przepołowiłam i pozbawiłam pestek. Masło utarłam z cukrem na puch, nie przerywając dodawałam po 1 żółtku, aż do otrzymania gładkiej puszystej masy. Następnie dodałam przesianą mąkę wraz z proszkiem do pieczenia.Ubitą pianę z białek delikatnie połączyłam z ciastem. Masę podzieliłam na 2 części do pierwszej dodałam kakao oraz 1 łyżkę mleka do drugiej  dodałam 100g podprażonych i zmielonych orzechów oraz pozostałą część mleka. Ciasto wykładałam do formy na przemian po łyżce masy orzechowej i kakaowej. Na masie ułożyłam śliwki (skórkami do dołu), a w środek każdej z nich włożyłam marcepanową "pestkę". Piekłam 1 godzinę w 180 stopniach.


1 komentarz:

  1. Mmm, cudowne :) Musiało smakować bajecznie :)
    Szybkiego powrotu do zdrowia życzę :)

    OdpowiedzUsuń